Na drugie piwo w ramach tego cyklu planowałem Grand Imperial Porter Chili z Ambera, jednak pojawienie się w Piwach Świata Porteru Festiwalowego z dąbrowskiego browaru restauracyjnego Słociak, obróciło moje plany w niwecz. Jak w przypadku, każdego piwa z browaru restauracyjnego opuszczającego rodzinne mury, pojawiają się obawy co do jego stanu. Tym bardziej, że w internetach można znaleźć miliony głosów niezadowolenia piwoszy z całej Polski, którzy trafili na skwaśniałe Portery od Słociaka. Nie ukrywam, że moje delikatne serduszko zaczerniałoby smutkiem i nienawiścią, gdyby okazało się, że za 9 zł kupiłem butelkę 0,33 skwaśniałego porteru bałtyckiego. Jeśli to czytacie to znaczy, że jest dobrze. Skwaśniałego bym nie degustował.
Jak już się pewnie domyśliliście, jest dobrze. Ani w smaku, ani w aromacie nie ma oznak skwaśnienia. Piana bardzo ciemna, niemal brązowa, jednak nieszczególnie obfita, szybko nie pozostało po niej ani śladu. Porter Festiwalowy jest praktycznie nieprzejrzysty. Kolor czarny, nawet podstawiony pod światło pozostaje czarny <tutaj wstaw rasistowski dowcip>. Aromat do intensywnych nie należy. Czuć słodką, mleczną czekoladę, jest wyraźna nuta śliwki i lekki alkohol. Smak kawowy. Czuję też lekką śliwkową kwaśność. Do tego wszystkiego dochodzi dość intensywna kawowa goryczka. Bardzo treściwy porter.
I po krzyku. Tej degustacji towarzyszyły dwie obawy. Pierwsza, że piwo będzie skwaśniałe. Druga, że będzie niedoleżakowane. Summa summarum, Porter Festiwalowy wypiłem nie bojąc się o jutrzejszą kondycję mojego układu pokarmowego. Ponadto, okazał się on być porterem bardzo dobrym. Trudno mi wskazać elementy, które bym zmienił. Etykieta całkiem niezła jak na browar restauracyjny. Jeżeli będziecie w Piwach Świata w Poznaniu na skrzyżowaniu Hetmańskiej - Głogowskiej, możecie z czystym sumieniem kupić Porter Festiwalowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz