środa, 13 listopada 2013

Trzy karpackie szczyty

Życie wpływowego blogera piwnego nie jest usłane różami. Znaczy zgaduję, bo nie mam zielonego pojęcia jak wygląda życie wpływowego blogera. Zacznijmy, więc jeszcze raz. Życie autora bloga Degustacje pod Płotem nie jest usłane różami. Dlaczego? Bo czasami w moje ręce z przyczyn niezależnych (prezenty) trafiają piwne koszmarki. Tak jest w tym przypadku. Jak inaczej nazwać 3 butelki Karpackiego przywiezione specjalnie dla mnie znad morza? Jednak nie bójcie się. Jestem Polakiem i martyrologia wpajana mi przez lata, przez samego Adama Mickiewicza nie pójdzie na marne. Poświęcę się specjalnie dla Was i na własnym organizmie sprawdzę jakość piw spod szyldu Karpackie.


Zaczynam od najlżejszego z tej trójki czyli Pilsa. Piana niska, szybko zniknęła. Kolor słomkowy. Aromat słodowy. Bez fajerwerków, ale i nie odrzuca. Przy pierwszym łyku od razu uderza wysokie wysycenie, które drapie gardło. Nie jest to zbyt przyjemne. Co więcej? Czuć słód i nic poza tym. Piwo zdecydowanie nie jest pełne. "Wachlarz smaków" z etykiety ogranicza się do słodu. Do niedzielnego obiadu, zamiast coli, jak znalazł.


Mocne jest bardzo jasne. Co prawda na etykiecie nie ma podanego ekstraktu, ale i tak piwa o takiej mocy powinny być ciemniejsze. Piana większa niż w Pilsie i chyba odrobinę bardziej trwała. Aromat znany chyba każdemu piwoszowi w Polsce. Słód i tyle. Nie odstrasza, alkoholu też nie ma. Piwo jest słodkie, lekko karmelowe. Goryczki nie ma. Da się wypić i tyle, ale jest ciężej niż z Pilsem.


I ostatnie - Super Mocne. Dla przypomnienia w Czechach takie piwa nazywa się "jasnymi porterami". W Polsce nikt nie kryje się z targetem tego typu piw, więc nazywa się je Super Mocne albo jakoś podobnie. Te jest zdecydowanie najciemniejsze. Piana jak w powyższych. Aromat to wyraźny spirytus. Nawet słód nie kwapi się, żeby go ukryć. W smaku nie tak agresywne. Nie jest nachalnie słodkie, jak inni przedstawiciele nurtu ławkowego (nie żebym pił, tak tylko zgaduję). Alkohol oczywiście czuć. Nutka karmelowa też jakby się przewijała. Zdecydowanie najgorsze spod szyldu Karpackie.


I nie taki diabeł straszny, jak się go wypije. Pierwsze dwa Karpackie zdecydowanie lepsze niż się spodziewałem. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że w kryzysowej godzinie nadadzą się na imprezę, na którą nie idziemy tylko po to, by spędzić czas ze znajomymi. Karpackie Super Mocne to już trochę inny nurt w polskim piwowarstwie. Nurt dostępny dla ludzi z dużą ilością czasu i uroku osobistego, pozwalającego na wyłudzanie drobnych. Dobrze drogie dzieci. Spróbowałem tych piw za was. Możecie iść spać spokojnie, bo przeżyłem i pewnie wy też byście przeżyli. Tak naprawdę, Pils i Mocne są niewiele gorsze od Warki, Tyskiego czy innej Tatry Mocnej. Więc po co przepłacać, skoro i tak nie chodzi o smak tylko o procenty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz