Dzisiaj, tak na szybko, mała odskocznia od polskich porterów. Gonzo z Flying Doga to amerykańska wariacja na temat naszego dobra narodowego. W odróżnieniu od porterów bałtyckich Gonzo to piwo górnej fermentacji, czyli ale. I dodatkowo zostało nachmielone amerykańskimi chmielami. Zapowiada się ciekawie. Do konsumpcji zatem.
Na pierwszy rzut oka trudno odróżnić od standardowego porteru bałtyckiego. Chociaż tak obfita piana daje do myślenia. Obfita i wręcz brązowa. W piękny sposób pozostaje na ściankach. Przy nalewaniu Gonzo sprawia wrażenie bardzo gęstego, oleistego wręcz. Podstawiając pokal pod światło nie widzę przebłysków, jest czarne niczym stout, a nie rubinowe jak porter. W aromacie czuć mieszankę amerykańskich chmieli ze słodem tak charakterystycznym dla porterów bałtyckich. Śliwka też na miejscu. Porter w smaku nadaje ton, dopiero na finiszu pojawia się chmiel amerykański. Lekki alkohol też jest wyczuwalny. Goryczka jest solidna, czyli taka jaką lubię w porterach, ale nie jest osamotniona na języku. Wysycenie za wysokie jak na mój gust.
Zabierając się do pisania podsumowania, bardzo wyraźnie poczułem Gonzo w głowie. Piwo jest idealne na jesienne wieczory. Ciężkie, treściwe, rozgrzewające. Użycie amerykańskiego chmielu wyróżnia to piwo na tle innych tego typu. Etykiety Flying Doga odpowiadają mi w stu procentach, Gonzo nie jest wyjątkiem. Jeżeli szukacie wyjątkowego piwa, które doskonale nada się do wypicia po długiej drodze z pracy w deszczu, polecam Gonzo.
Zabierając się do pisania podsumowania, bardzo wyraźnie poczułem Gonzo w głowie. Piwo jest idealne na jesienne wieczory. Ciężkie, treściwe, rozgrzewające. Użycie amerykańskiego chmielu wyróżnia to piwo na tle innych tego typu. Etykiety Flying Doga odpowiadają mi w stu procentach, Gonzo nie jest wyjątkiem. Jeżeli szukacie wyjątkowego piwa, które doskonale nada się do wypicia po długiej drodze z pracy w deszczu, polecam Gonzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz