środa, 18 września 2013

Profesor Rittmayer - pogromca jesiennej depresji

Dzieci zbierają kasztany, spadające liście przykrywają psie kupy, a deszcz regularnie daje sposobność zakompleksionym kierowcom do ochlapywania przechodniów. Mamy 18 września, co oznacza, że jesień powinna być za pasem, a nie za oknem. Dodatkowo moja dzisiejsza wyprawa po Porter Łódzki zakończyła się fiaskiem. Piwo na dzisiejszy wieczór, nie ma innej opcji, musi być mocne, rozgrzewające, dlatego sięgnę po kolejnego weizenbocka tym razem z browaru Rittmayer. Mam nadzieję, że będzie bardziej koźlakowy niż Vitus.


Od Vitus jest na pewno ciemniejszy. Swoja drogą, jak bardzo szerokie są ramy stylu weizenbock. Porównajcie zdjęcie Vitusa z tym niżej. Barwa bursztynowa, mętna. Dobrze to wróży. Piana obfita i gęsta, zostaje na szkle. Aromat słodki, nie nazwałbym go pszenicznym. Jest banan, ale nie charakterystyczny dla weizena. To raczej taki banan, któremu zaczyna czernieć skórka, bardzo dojrzały. Po za tym czuję jeszcze morelę i nutę alkoholową, co ładnie współgra. Smak mocno karmelowy z paloną goryczką na finiszu. W ogóle nie czuć mocy Rittmayerowskiego Weizenbocka, 8,5% alkoholu wchodzi bardzo łatwo, może nie pszenicznie gładko, ale jednak. Ponadto w smaku jest podobna owocowość do tej z aromatu.


Jest zdecydowanie lepiej niż w przypadku Vitus z Weihenstephaner. W szklance więcej koźlaka niż pszenicy, czyli tak jak lubię. Piwo doskonale się spisało. Rozgrzało, napełniło mocą po dniu, który mnie rozczarował. I warto wspomnieć o black metalowej etykiecie. Kozioł w pszenicznych barwach wygląda świetnie. A całość w klasycznej butelce EURO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz