sobota, 2 listopada 2013

Soundtrack do Piwa: Fauna i Śrup z Szałupiw

Piwa z poznańskiego browaru kontraktowego Szałpiw, mają specjalne miejsce w moim serduszku, na blogu i w lodówce. Dzisiaj recenzja połączona z muzyczną rekomendacją. Śrup, jak Panowie Szałowie, ogłosili na facebooku to cascadian dark ale z dodatkiem płatków owsianych. Cascadian, nie Black IPA, nie american black ale, tylko cascadian. Dlaczego się czepiam? Śpieszę tłumaczyć. W skrócie, gdyby całe, nielubiane przeze mnie hipsterstwo współczesnego black metalu zamknąć w jednym słowie, byłoby to "cascadian". Temat standardowo rozwinę ciut niżej, póki co wciśnijcie play.




Jeżeli słyszycie jakieś szumy, które powoli zaczynają przypominać deszcz znaczy, że wszystko jest ok. To czego teraz słuchacie, to debiutancki album Rain amerykańskiej grupy Fauna. Jednego z niewielu zespołów, którego muzykę określa się mianem cascadian black metal i który nie razi mnie w żaden sposób. Wiadomo, nie jest to może jakiś szczególnie porywający projekt, ale zdarza mi się wracać do Rain  albo The Hunt. Z czym muzycznie mamy tutaj do czynienia? Z bardzo klimatycznym black metalem. Dźwięki natury? Są. Akustyczna gitara? Jest. Hipnotyczne zwolnienia? Jak najbardziej. Agresji i biegania po lasach w ramach sesji zdjęciowych oczywiście też nie brakuje. Wszystkie wyżej wymienione elementy tworzą całkiem strawną mieszankę. Rain, mimo tego, że nie jest podzielony na krótsze utwory, słucha się lekko. Jest pijalny, można by napisać. Ciekawą historię kryje za sobą okładka. Przedstawia ona jedną z dwóch sióstr, które zostały wychowane przez wilki. Taka historia powstania Rzymu rodem z Cosmopolitan. Dziewczynki zostały znalezione, przez anglikańskiego misjonarza, w 1920 roku w pobliżu Kalkuty. Historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Siostry nie pożyły zbyt długo. Jedna przeżyła w niewoli rok, druga około 9 lat. Młodszej szkoda, a starszej można pogratulować nieśmiertelności poprzez dostanie się na okładkę albumu Fauny.

I jeszcze o hipsterstwie. Plagą stali się panowie we flanelowych koszulach, z tunelami w uszach i fryzurą boczną, że tak to nazwę, którzy biorą się za granie black metalu. Bardziej kojarzą mi się z "samobójczą" sceną Seattle z początku lat 90. I żeby było jasne, nie chodzi tutaj o wygląd, tylko o zatracenie elementów, które były kiedyś znakami rozpoznawczymi black metalu. W muzyce zespołów cascadian black metalowych agresja, obrzydliwość i nienawiść zostały zastąpione eksperymentami, które w większości przypadków mnie nie przekonują i pewnie już nie przekonają. Takie jest moje zdanie na temat tego ruchu. Tyle pisania dzisiaj, że aż zaschło mi w gardle. Do Śrupa więc.


Przepiękna piana. Drobna, trwała, beżowa, oblepiająca szkło. Barwa ciemnobrązowa, nieprzejrzyste mimo patrzenia pod światło. Aromat chmielowy, cytrusy i żywica. Słody gdzieś zaginęły. Pierwszy łyk i już wiem, gdzie są. Śrup jest bardzo treściwy, w smaku chmiel i słód bardzo dobrze współgrają. Najpierw uderza słodkawy grejpfrut, na finiszu palona, popiołowa goryczka średniej mocy. Wysycenie niskie, bardzo tutaj pasuje.


Genialne piwo! Doskonale zbalansowane. Wielki szacunek dla Szałów za wspaniałe, no niech im będzie, cascadian dark ale. Czekam na kolejnego poznańskiego zwierzaka. Etykieta, tak jak w przypadku Kejtra, nie przekonuje, ale przy takim piwie jak Śrup nie ma to najmniejszego znaczenia. Jeszcze raz chylę czoła.

PS Dla ciekawskich motto: "Śrup, to jesta kóń co to nie wiedzieć na wiela jest stary, cołki dzień ciągnie helę z pyrkami za gorstke siana i tytkę haferflolków."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz