W moich najgorszych marzeniach i najlepszych koszmarach przewija się czasem obraz mnie będącego Kasią Tusk polskiego blogerstwa piwnego. Sny niestety nie definiują do końca co to znaczy i kiedy to nastąpi, jednak w jakimś stopniu miały wpływ na wybór piw do dzisiejszej notki. Drugim czynnikiem, który miał wpływ była promocja w sklepie Czarnkowa (1,90 za butelkę). Jednak nie kupiłbym ich gdyby nie moja wewnętrzna kobieta, która miała akurat ochotę spróbować owocowych piw od Gniewosza.
Jako pierwszego piwa spróbowałem Gniewosza Wiśniowego. Właściwie to jego najbardziej się obawiałem. Smak wiśni we wszelkiego typu napojach i syropach zawsze kojarzył mi się z chemią. Zapach przyjemny, piwny aromat okryty wiśnią. Smak również bardziej piwny niż się spodziewałem. Wyraźna goryczka miesza się z owocową słodyczą. Wysycenia jak na mój gust zbyt niskie. Bardzo pijalne a przy tym dość męskie jak na aromatyzowane piwo owocowe. Całość in plus.
Jako pierwszego piwa spróbowałem Gniewosza Wiśniowego. Właściwie to jego najbardziej się obawiałem. Smak wiśni we wszelkiego typu napojach i syropach zawsze kojarzył mi się z chemią. Zapach przyjemny, piwny aromat okryty wiśnią. Smak również bardziej piwny niż się spodziewałem. Wyraźna goryczka miesza się z owocową słodyczą. Wysycenia jak na mój gust zbyt niskie. Bardzo pijalne a przy tym dość męskie jak na aromatyzowane piwo owocowe. Całość in plus.
Następny będzie Gniewosz Grejpfrut. To nie mój pierwszy kontakt z tym piwem. W zeszłe lato przyszło mi wypić jednego przy okazji jakichś upałów. Zobaczymy jak będzie mi smakował dziś. Aromat zdominowany przez słody, grejpfrut ledwo wyczuwalny. Znowu zbyt małe wysycenie, jeszcze mniejsze niż w przypadku Wiśni. Właściwie to brak gazu dyskwalifikuje to piwo. W smaku znowu goryczka, grejpfrut jawi się chemicznie-landrynkowo. Znacznie gorzej od poprzedniczki. Zawsze myślałem, że najsilniejszą stroną piw owocowych jest ich pijalność oraz niesione przez nie orzeźwienie. W przypadku Gniewosza Grejpfrut nie ma o nich mowy.
Na koniec Gniewosz Limonka. Po nim oczekuje najwięcej, w końcu smak cytryny w piwie stał się bardzo popularny w ostatnich latach za sprawą radlerów. Piana bardzo duża w porównaniu z Wiśnią i Grejpfrutem. Aromat znany z wyżej wspomnianych radlerów, czyli sztuczna cytryna, zero słodów. Smak ziemisty. Cytrynowość z aromatu w smaku objawia się gorzką skórką. Wysycenie znowu za niskie. Z każdym kolejnym łykiem zamiast skojarzeń piwnych mam skojarzenia z "cytrynowymi" środkami chemicznymi.
Całkiem przypadkiem udało mi się piwa uszeregować od najlepszego do najgorszego. Z tym że nie ma opcji, żebym do dwóch ostatnich wrócił. Co do etykiet to są bardzo techniczne, przydałoby się ciut więcej fantazji.
Na koniec Gniewosz Limonka. Po nim oczekuje najwięcej, w końcu smak cytryny w piwie stał się bardzo popularny w ostatnich latach za sprawą radlerów. Piana bardzo duża w porównaniu z Wiśnią i Grejpfrutem. Aromat znany z wyżej wspomnianych radlerów, czyli sztuczna cytryna, zero słodów. Smak ziemisty. Cytrynowość z aromatu w smaku objawia się gorzką skórką. Wysycenie znowu za niskie. Z każdym kolejnym łykiem zamiast skojarzeń piwnych mam skojarzenia z "cytrynowymi" środkami chemicznymi.
Całkiem przypadkiem udało mi się piwa uszeregować od najlepszego do najgorszego. Z tym że nie ma opcji, żebym do dwóch ostatnich wrócił. Co do etykiet to są bardzo techniczne, przydałoby się ciut więcej fantazji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz