Powróciła piwna Jeżycjada z Szałupiw. Na razie w dwóch tomach z trzech. Jakiś czas temu można było na powrót delektować się słodką Bździągwą, a chyba niecałe dwa tygodnie temu powróciło bodaj najcieplej przyjęte piwo z browaru Szałpiw, czyli Szczun. O Bździągwie możecie poczytać tutaj, dzisiaj będzie o Szczunie, którego nie udało mi się dorwać przy okazji premiery jakoś w maju/czerwcu zeszłego roku.
Ku przypomnieniu, Szczun to belgijski tripel chmielony, jakżeby inaczej, amerykańskimi odmianami chmielu. Ekstrakt 19 stopni Blg, alkohol 8,1%.
Piana bardzo, ale to bardzo obfita, przy tym trwała. Oblepia szkło. Kolor złoty, mętny. Aromat słodki i intensywny. Żywica walczy z belgijskimi jasnymi owocami, morelą, brzoskwinią. Do tego dochodzi taka ciepła przyprawowo-korzenna nuta. Alkoholu brak. W smaku jest podobnie. Ponownie alkohol świetnie schowany. Goryczka na dość niskim poziomie biorąc pod uwagę użyty chmiel. Intrygująca jest też minimalnie winna, kwaskowa nuta, która dobrze wpasowuje się pomiędzy wyraźną słodycz a średnią goryczkę. Średnie wysycenie dodatkowo podbija pijalność.
Bardzo dobry ten Szczun. Piłem go już z tej warki (19.03.2014), ale na świeżo, dosłownie niecały tydzień po rozlewie i miał zdecydowanie bardziej chmielowe oblicze. Goryczka była solidniejsza, ale elementów belgijskich praktycznie nie było, więc można napisać, że refermentacja się powiodła. Piwo jest doskonale pijalne. Bardzo wysoki poziom alkoholu kompletnie nie przeszkadza, bo go nie czuć. Etykieta, jak w pozostałych Belgach z Szałupiw, bardzo dobra. W tle za Szczunem bliski mi most Św. Rocha, pod którym zdarzyło mi się pić trunki znacznie tańsze niż zdegustowane dzisiaj piwo. Czekam jeszcze na winnego (no pun intended) Rojbra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz