Bardzo długo czekałem, aż jakiś polski nowofalowy browar weźmie się za barki z bardziej ortodoksyjnym stylem. I bum, stało się. Przyszła Pinta, uwarzyła porter bałtycki o ekstrakcie 24,7 blg. Oczywiście uwarzyła po swojemu, dodając do niego symbole piwnej rewolucji, czyli amerykańskie chmiele. A imię jego Imperator Bałtycki.
Imperator pieni się jak pies ze wścieklizną. Pian jest ładna, drobna, zbita i oblepia szkło. Barwa standardowa dla porteru - ciemny rubin. W aromacie spodziewałem się mocniejszego chmielowego uderzenia. Jest żywica, cytrusy, a przy tym bardzo wyraźne porterowe nuty. Piwowarski skarb polski nadaje aromatowi ciepłej słodyczy. Lekka kawa i karmel kuszą w końcowej fazie wąchnięcia. I wreszcie pierwszy łyk. Motyla noga, jakież to piwo jest treściwe. Po pierwsza świetna goryczka. 106 ibu nie otumania i nie wypala migdałków przy przełykaniu. Obok goryczki jest sporo miejsca na inne smaki. Nie da się ukryć, że Imperatorowi ton nadają ciemne słody. Chmiel to rzeczywiście tylko przyprawa. Myślę, że bez niego porter od Pinty mógłby się okazać zbyt ekstremalny. Tych kilka chmieli zza oceanu sprawia, że piwo jest przystępniejsze w smaku. Wysycenie jest niskie, nie mogło być inaczej.
Gdybym miał wybrać jedno słowo, który miałbym określić Imperatora Bałtyckiego byłoby to monolit, menhir albo mastodont. To piwo jest w pewnym sensie ogromne, nie do ruszenia, jak upłynniona epickość. Butelka 0,33 tego piwa wydaje się cięższa, niż półlitrówka z niejednym piwem. Pisząc do rzeczy, piwo jest świetne. Na innych blogach w kontekście tego piwa pojawia się słowo pijalność. Nie zgodzę się. Imperator jest wybitnie degustacyjny, go się sączy małymi łykami, a nie pochłania haustami. Na koniec małe, wulgarne hasło do całego piwowarskiego świata. RIS to pała, oficjalni chuligani porteru bałtyckiego.
Ja nie dałem rady go wysączyć małymi łyczkami. Wypiłem go jak beduin po 50 dniach tułaczki przez pustynię kilkoma łykami. Nawet nie zauważyłem, kiedy zniknął. Rewelacja.
OdpowiedzUsuń