Sprzedawca w sklepie ostrzegał. "Nie spodziewam się po AIPIE zbyt wiele, Sunny Ale to była chmielona woda". I o ile pod opinią o Sunny Ale mogę się podpisać, to samo ostrzeżenie zignorowałem i jedną butelkę American IPA z Doctora Brew kupiłem. Oczekiwań nie mam zbyt wysokich. Najbardziej przeraża potencjalna powtórka z braku balansu, który w tym stylu może być wyraźniejszy, szczególnie przy IBU na poziomie 90 stopni. Ale ta szyszka Motueki w składzie kusi, w szczególności mój nos.
Kolor bursztynowy, ładnie zmętniony. Piana zawiodła. Niska, nietrwała, jedyny plus to to, że oblepiła szklankę. Aromat średnio-intensywny, ale nie da się ukryć, że ładny. Cytrusy, tropiki, żywica. Pierwsze dwa łyki i szkoda gadać. Znowu sama goryczka, tyle, że jeszcze większa, bardziej nieprzyjemna i zalegająca. Gdyby Staś z "W pustyni i w puszczy" miał ze sobą butelkę, nomen omen, Doctora Brew American AIPA, nie musiałby szukać chininy u szwajcarskiego dilera w Afryce, żeby uratować chorą na febrę Nel. Kontra słodowa występuje tylko w opisie z etykiety. Wysycenie zbyt niskie.
Po zawodzie jakim zdecydowanie było Sunny Ale, panowie z Doctor Brew postanowili jeszcze raz przetestować moją tolerancję na brak balansu w piwie, warząc tym razem styl, który daje ku temu przeogromne pole do popisu. Krótko pisząc, jest tragicznie. Goryczka, kojarząca się z żuciem opony, przykrywa wszystko. Jedyny plus tego piwa tkwi w aromacie. No i marketingowy bełkot się poprawił. Nie ma już mowy o dziecięcym uśmiechu jak w Sunny Ale. Swoją drogą zamieszczanie "dziecięcego uśmiechu" na butelce piwa strasznie trąci przesiadywaniem na placu zabaw, darmowymi cukierkami i kotkami w piwnicy. Nie polecam. Najgorsza polska AIPA.
Kolor bursztynowy, ładnie zmętniony. Piana zawiodła. Niska, nietrwała, jedyny plus to to, że oblepiła szklankę. Aromat średnio-intensywny, ale nie da się ukryć, że ładny. Cytrusy, tropiki, żywica. Pierwsze dwa łyki i szkoda gadać. Znowu sama goryczka, tyle, że jeszcze większa, bardziej nieprzyjemna i zalegająca. Gdyby Staś z "W pustyni i w puszczy" miał ze sobą butelkę, nomen omen, Doctora Brew American AIPA, nie musiałby szukać chininy u szwajcarskiego dilera w Afryce, żeby uratować chorą na febrę Nel. Kontra słodowa występuje tylko w opisie z etykiety. Wysycenie zbyt niskie.
Po zawodzie jakim zdecydowanie było Sunny Ale, panowie z Doctor Brew postanowili jeszcze raz przetestować moją tolerancję na brak balansu w piwie, warząc tym razem styl, który daje ku temu przeogromne pole do popisu. Krótko pisząc, jest tragicznie. Goryczka, kojarząca się z żuciem opony, przykrywa wszystko. Jedyny plus tego piwa tkwi w aromacie. No i marketingowy bełkot się poprawił. Nie ma już mowy o dziecięcym uśmiechu jak w Sunny Ale. Swoją drogą zamieszczanie "dziecięcego uśmiechu" na butelce piwa strasznie trąci przesiadywaniem na placu zabaw, darmowymi cukierkami i kotkami w piwnicy. Nie polecam. Najgorsza polska AIPA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz