Dzięki Marcinowi z Moich Degustacji, który swoim wpisem o Imperial Ghisie z włoskiego Lambrate przywrócił mi wiarę w piwne marzenia, przed czasem reaktywowałem cykl Portery pod Płotem. Imperial Ghisa to porter bałtycki, lecz wyróżnia się dodatkiem słodu wędzonego w zasypie, pisząc krótko, delicje i precjoza, potencjalnie przynajmniej. Dawno nie byłem tak podjarany degustacją, spore oczekiwania dodatkowo podsycane są przez ilość złotówek, o które uszczuplił się mój portfel w Centrali Piwnej. Miejmy nadzieję, że porter z Lambrate jest wart tych 20 zł.
Piana bardzo skąpa, jasnobrązowa, nietrwała, ładnie znaczy szkło. Barwa ciemniejsza niż ta, którą kojarzę z polskich porterów. Nie jest to ciemny rubin, tylko bardzo ciemny brąz. Aromat intensywny, przepięknie gęsty, bogaty. Dzieje się sporo w tym aspekcie. Pierwszy wdech z nastawieniem na wędzonkę. I jest. Nie spodziewałem się jakiegoś pierdolnięcia kiełbasą po nosie, więc się nie zawiodłem. Dym nie gra pierwszych skrzypiec, ale w stylu jakim jest porter bałtycki o to trudno. Na ogólnie słodki aromat składa się przede wszystkim śliwka, lekka czekolada, nuty melanoidynowe w postaci przypieczonego słodkiego pieczywa. Aromat prawdziwie genialny, ale niezaskakujący dla fana porterów z naszego podwórka. W smaku znaczna kawowo-czekoladowa goryczka. Śliwka na języku staje się wyraźnie wędzona. Wysycenie niskie.
Imperial Ghisa ma ponadto świetną etykietę. Określiłbym ją mianem militarnego noir. Gdy na nią patrzę zawzięcie do mojej głowy powraca okładka jednej z płyt The Protomen. Wracając do samego piwa jest pyszne, dlatego, że to bardzo dobry porter. Szkoda, że piwowarom z Lambrate nie sypnęło się trochę więcej słodu wędzonego. Życzyłbym sobie jeszcze, żeby polskie koncerny i większe browary, odświeżyły receptury swoich porterów uwzględniając w nich wędzony słód. Jak widać na włoskim przykładzie wychodzi to świetnie.
Piana bardzo skąpa, jasnobrązowa, nietrwała, ładnie znaczy szkło. Barwa ciemniejsza niż ta, którą kojarzę z polskich porterów. Nie jest to ciemny rubin, tylko bardzo ciemny brąz. Aromat intensywny, przepięknie gęsty, bogaty. Dzieje się sporo w tym aspekcie. Pierwszy wdech z nastawieniem na wędzonkę. I jest. Nie spodziewałem się jakiegoś pierdolnięcia kiełbasą po nosie, więc się nie zawiodłem. Dym nie gra pierwszych skrzypiec, ale w stylu jakim jest porter bałtycki o to trudno. Na ogólnie słodki aromat składa się przede wszystkim śliwka, lekka czekolada, nuty melanoidynowe w postaci przypieczonego słodkiego pieczywa. Aromat prawdziwie genialny, ale niezaskakujący dla fana porterów z naszego podwórka. W smaku znaczna kawowo-czekoladowa goryczka. Śliwka na języku staje się wyraźnie wędzona. Wysycenie niskie.
Imperial Ghisa ma ponadto świetną etykietę. Określiłbym ją mianem militarnego noir. Gdy na nią patrzę zawzięcie do mojej głowy powraca okładka jednej z płyt The Protomen. Wracając do samego piwa jest pyszne, dlatego, że to bardzo dobry porter. Szkoda, że piwowarom z Lambrate nie sypnęło się trochę więcej słodu wędzonego. Życzyłbym sobie jeszcze, żeby polskie koncerny i większe browary, odświeżyły receptury swoich porterów uwzględniając w nich wędzony słód. Jak widać na włoskim przykładzie wychodzi to świetnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz