środa, 25 grudnia 2013

Soundtrack do Piwa: Entombed i Wake Up Dead z Left Hand Brewing

Witaj. Obudziłeś się martwy. To wcale nie fragment intra do jakiegoś Diablo czy innego rpg-a. Tak zaczyna się opis z etykiety Wake Up Dead, russian imperial stoutu z browaru Left Hand. Mimo że nazwa bardziej pasuje do Wielkanocy, kupiłem je z myślą o degustacji w Boże Narodzenie.


Wake Up Dead kupiłem za zawrotną kwotę 35 zł (gratis dostałem uroczy goblet idealnie pasujący do RIS-a), co czyni je najdroższym piwem na blogu. Nazwa browaru nie nawiązuje wcale do ścieżki lewej ręki, tylko do Indianina, który tak się nazywał. Nie chcę zgadywać, co potrafił zrobić lewą ręką, że go tak przezwali. Anyway, na potrzeby tego postu będziemy udawać, że jednak browar sławi ścieżkę lewej ręki i soundtrackiem ustanowimy Left Hand Path  znanego chyba wszystkim Entombed.



I co ja biedny mam napisać? Wszyscy przeca znacie ten zespół. Nie da się powiedzieć death metal, nie wymawiając przy tym Entombed. Jedyne, co muszę napisać to to, że w marcu 2014 roku ukazać się ma pierwsza od 7 lat płyta Szwedów o dość oklepanym tytule Back to the Front. Czekam z niecierpliwością. A w międzyczasie Wake Up Dead z Left Hand Brewing.

Piwo leje się bardzo gęste. Piana nie jest specjalnie obfita, szybko zostaje tylko pierścień przy ściankach. Ładnie oblepia szklanki. Barwa czarna, nieprzejrzysta. Aromat intensywny, gęsty, zbity. Pierwsza rzecz, o której muszę wspomnieć to brak alkoholu w aromacie, co wcale nie jest regułą przy woltażu 10,2. Czuć czekoladę, kawę, rodzynki i może odrobinę śliwki. Smak bardzo gładki, ale nie tak pełny jak się spodziewałem. Jest ciemna czekolada i kawa. Z owoców rozpoznaję coś na kształt wiśni zamoczonej w alkoholu i pokrytej czekoladą. Z każdym łykiem treściwość wzrasta. Na ściankach szkła nie zostaje tylko piana, samo piwa zdaje się osiadać, spływa po szkle bardzo powoli. Goryczka całkiem spora, czekoladowo-alkoholowa. O czym nie wspomniałem wcześniej, piwo ma 7 letni termin spożycia. Mój egzemplarz nadaje się do spożycia do 2018 roku, więc zakładam że był butelkowany jakoś w 2011. Można powiedzieć, że jest odrobinę wyleżakowany. Wysycenie niskie.


Na ogół podsumowanie piszę już po wypiciu piwa, dzisiaj zrobię wyjątek. Boję się, że po butelce 0.65 litra tego 10 procentowego specjału miałbym trudności z trafianiem w klawisze. Wake Up Dead po pierwszym łyku trochę mnie zawiodło. Wydało mi się wodniste. Na szczęście pełnia rosła z każdym łykiem. Piwo jest gęste, treściwe. Doskonale pasuje jako deser (nie do deseru, tylko jako deser). Świetnie rozgrzewa. Alkoholu, co prawda nie czuć w smaku, ale jest wyczuwalny przy przełykaniu. Etykieta przegenialna, im dłużej się jej przyglądam, tym więcej smaczków dostrzegam. Left Hand Brewing uwarzył świetny russian imperial stout. Nawiązując do świąt, gdybym był małym Jezusem zamiast mirry wolałbym dostać kratę Wake Up Dead.

PS Szkoda, że za oknem tak słonecznie. Jeszcze przyjemniej piłoby się to piwo, gdyby na dworze szalał wiatr i gryzł 20 stopniowy mróz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz