poniedziałek, 26 maja 2014

Dwie wersje grodziskiego z PINTY

Piwa w stylu grodziskim nigdy nie piłem. Gdy zaprzestano jego produkcji w połowie lat 90' miałem nawet za mało lat, żeby ojciec mnie wysłał po piwo do sklepu i fajki. Jedyny skojarzenie z grodziszem to historia, którą opowiadał mi ochroniarz z placówki, w której zwykłem pracować. Mianowicie piwo grodziskie zwykł pić na raz poprzedzając to wsadzeniem sobie do ust, ozdobionych wąsem, łyżki z cukrem. Tak się bawiła klasa robotnicza w latach 80'.


Ja degustując dwie wersje grodziskiego z PINTY nie będę zapychał się łyżkami z cukrem, bawił się w odświeżanie facebookowej zabawy w picie na hejnał. Nie wiedziałem w czym to wypić, znalazłem tylko jakąś szampanówkę. Chyba pasuje.
Grodziskie w teorii było lekką pszeniczną wędzonką. W praktyce nikt, z kim rozmawiałem na temat oryginalnego Grodziskiego, nie kojarzył nut wędzonych. Piwo było lekkie, gasiło pragnienie, na dnie były drożdże i tyle. Spróbujmy wersji 2.0 Grodziskie z Pinty.


Piana opadła 2-3 milimetrów i tak się utrzymała do końca. Kolor słomkowy, zmętniony. W aromacie delikatna wędzoność ze słodem. Całość zwiewna, efemeryczna jak ludzki żywot. Smak bardzo delikatny. Na pierwszym planie wędzonka, dalej chlebowość. Przypomina to Rauchweizena od Schlenkerli, ale o intensywności godnej kursu nauki angielskiego SITA. Na finiszu eurolagerowa goryczka. Wysycenie wysokie, aż parzy. Przejdźmy do wersji 3.0.

Grodziskie 3.0 od dwójki różni się zasypem. W 3.0 oprócz słodu pszenicznego wędzonego dębem pojawia się słód jęczmienny wędzony bukiem. I czuć różnicę już po zdjęciu kapsla. Wędzoność jest bardziej gryząca, ogniskowa. Dąb z wersji 2.0 wydaje się być bardziej delikatny, miękki. Akcentów słodowych prawie nie czuję. Po wyparowaniu dymu lekko metaliczna chmielowość. W wyglądzie bardzo podobne do poprzedniego, no może mniejsza piana. Pierwszy łyk i znów powalające wysycenie. Ten styl tak ma. Nie jest to coś do czego mógłbym się przyzwyczaić.W moim odczuciu tak wysokie wysycenie bardziej zapycha niż przynosi orzeźwienie. W samym smaku ponownie sporo wędzonki, ale jest bardziej wodniście.


Pierwszy kontakt z grodziskim i jestem pewny, że to nie mój klimat. Bąbelki mnie zapchały, wędzonka nie powaliła. Nie czuję, że wypiłem piwo, tylko nawodniłem organizm. W upalny dzień, którekolwiek z PINTOwych Grodziskich może posłużyć jako substytut ekstremalnie nasyconej mineralki. Ja prędzej sięgnę po jakiegoś witbiera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz