O Brakspear Triple trochę mi się zapomniało. Kupiłem to piwo jakoś pod koniec zeszłego roku w promocji (minus 20%). Wyszło koło dychy. I jako, że było dużo ciekawszych rzeczy do wypicia, przeterminowało się. O 3 miesiące. Normalnie takiego piwa nawet nie brałbym pod uwagę do degustacji na blogu, ale piwo jest refermentowane w butelce, czyli im starsze tym lepsze. W teorii przynajmniej.
Gwoli ścisłości piwo triplem nie jest. Potrójność w nazwie odnosi się do potrójnej fermentacji (dwa razy w samym browarze, trzecia w butelce) oraz do trzykrotnego dodania chmielu. Nic imponującego jak dla mnie, ale mimo to ciekaw jestem jak smakuje 3 (przypadek?) miesiące po terminie przydatności.
Przy otwieraniu zapalniczką kapsel wystrzelił jak korek od szampana. Zaraz za kapslem podążyła piana. Przelać do shakera nie zdążyłem, to też degustację zacząłem od tego samego od czego zaczynają gimnazjaliści tuż po ściągnięciu nowego "filmu", umycia rąk, spodni, klawiatury i podłogi. W samym szkle piana prezentuje się imponująco. Jest obfita, solidna, kremowa, koloru beżowego. Utrzymuje się długo, oblepia ścianki. Triple nie da się nalać na raz. Podobna sytuacja miała, gdy recenzowałem Szczuna. Sama barwa piwa jest łudząco podobna do herbaty. Aromat nie jest intensywny. Słodki, bardziej oparty na słodzie niż na chmielach. To akurat nie dziwi po 3 miesiącach leżakowania po terminie przydatności. Po ogrzaniu pojawiły się nuty palone. W smaku żadnej oznaki zepsucia. Triple jest pełny, nawet bardzo pełny. Kojarzy mi się z koźlakiem. Jest słodki karmel, goryczka na średnim poziomie, może lekko alkoholowa. Wysycenie niskie, po takim otwarciu nie mogło być inne.
Szkoda, że nie mogę porównać Brakspear Triple świeżego z tym wypitym przed chwilą. Domyślam się, że główna różnica tkwi w chmielu. A raczej jego braku w przeleżakowanej wersji. Całość mocno nasuwała skojarzenia z koźlakiem, może ciut bardziej goryczkowym i chyba pełniejszym. Podsumowując, Brakspear pozytywnie zaskoczyły mimo, że nie oczekiwałem zbyt wiele.
Gwoli ścisłości piwo triplem nie jest. Potrójność w nazwie odnosi się do potrójnej fermentacji (dwa razy w samym browarze, trzecia w butelce) oraz do trzykrotnego dodania chmielu. Nic imponującego jak dla mnie, ale mimo to ciekaw jestem jak smakuje 3 (przypadek?) miesiące po terminie przydatności.
Przy otwieraniu zapalniczką kapsel wystrzelił jak korek od szampana. Zaraz za kapslem podążyła piana. Przelać do shakera nie zdążyłem, to też degustację zacząłem od tego samego od czego zaczynają gimnazjaliści tuż po ściągnięciu nowego "filmu", umycia rąk, spodni, klawiatury i podłogi. W samym szkle piana prezentuje się imponująco. Jest obfita, solidna, kremowa, koloru beżowego. Utrzymuje się długo, oblepia ścianki. Triple nie da się nalać na raz. Podobna sytuacja miała, gdy recenzowałem Szczuna. Sama barwa piwa jest łudząco podobna do herbaty. Aromat nie jest intensywny. Słodki, bardziej oparty na słodzie niż na chmielach. To akurat nie dziwi po 3 miesiącach leżakowania po terminie przydatności. Po ogrzaniu pojawiły się nuty palone. W smaku żadnej oznaki zepsucia. Triple jest pełny, nawet bardzo pełny. Kojarzy mi się z koźlakiem. Jest słodki karmel, goryczka na średnim poziomie, może lekko alkoholowa. Wysycenie niskie, po takim otwarciu nie mogło być inne.
Szkoda, że nie mogę porównać Brakspear Triple świeżego z tym wypitym przed chwilą. Domyślam się, że główna różnica tkwi w chmielu. A raczej jego braku w przeleżakowanej wersji. Całość mocno nasuwała skojarzenia z koźlakiem, może ciut bardziej goryczkowym i chyba pełniejszym. Podsumowując, Brakspear pozytywnie zaskoczyły mimo, że nie oczekiwałem zbyt wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz