sobota, 19 kwietnia 2014

W samo przedpołudnie

Wracam po dłuższej przerwie spowodowanej zapchanym nosem oraz obfitym wydzielaniem flegmy. W takim stanie bezsensem było degustowanie piw, których nawet nie mógłbym powąchać. Z plusów tej sytuacji, udało mi się przypomnieć moje dzieciństwo za sprawą tego, że przez katar cały czas czułem charakterystyczny zapach koleżanki z przedszkola, której nikt nie lubił. Obrzydliwości starczy chyba na kilka wpisów do przodu przejdźmy, więc do piw z dzisiejszej degustacji.


A dzisiaj kowbojsko, czyli browar Faktoria i Rio Bravo Pale Ale oraz Buffalo Bill. O moim niezrozumieniu dla westernów, indian, tego, że wszystko musi dziać się o godzinie 12 oraz że miasteczka są zbyt małe dla dwóch rywalizujących bohaterów pisałem już wcześniej. W przypadku Faktorii jest podobnie, tyle że muszę przyznać, że etykiety stylizowane na gazety z dzikiego zachodu robią jak najbardziej pozytywne wrażenie. Zaczniemy od pierwszego wypuszczonego przez browar Rio Bravo Pale Ale.

A więc Rio Bravo. Dopiero nalewając piwo do shakera przypomniał mi się motyw muzyczny z tego westernu. Żeby nie było, kojarzę go tylko z programu Jaka to melodia?, w którym pewna pani zwykła go gwizdać z playbacku. Wracając do piwa, piana obfita, opadła szybko do centymetrowej warstwy, oblepiła szkło. Kolor złoty, może delikatnie ciemniejszy, lekko zmętnione. Aromat słaby, ale czuć spory udział chmielu, głównie słodkie egzotyczne owoce. W tle zaskakująco dużo karmelu. Smak również nie powala soczystością, ale chmiel uderza mocniej niż w zapachu. Wyraźna goryczka nie przytłacza, nie ściąga i nie zostaje na języku zbyt długo. Wysycenie niskie.


Buffalo Bill nie nasuwa mi kompletnie żadnych skojarzeń, może Faktoria sprawi, że będzie mi się kojarzył z wyśmienitym amber alem. Piana bardziej kremowa niż u poprzednika, trwalsza, generalnie jest lepiej. Kolor zgodny ze stylem, do tego idealnie klarowny. Aromatu za to jest mniej niż w Rio Bravo. Piwo piję w temperaturze pokojowej i ciężko mi coś wywąchać. Ledwo wyczuwalny chmiel ze słodowością wąchając wprost z butli, ze szklanki kompletnie nic. W smaku słodowo pełne, zdecydowanie brakuje chmielowej lekkości. Wyczuwam więcej karmelu niż nut odchmielowych. Lekka goryczka bardziej palona niż chmielowa. Piwo sprawia wrażenie bardziej ortodoksyjnego, wyspiarskiego ejla, niż nowofalowego piewcę piwnej rewolucji. Wysycenie średnie do niskiego.


Chyba czuje się trochę oszukany. Spodziewałem się piw bardziej degustacyjnych za sprawą użycia amerykańskich odmian chmielu, a dostałem wybitnie sesyjne napitki do długich posiedzeń w pubie. W przypadku Faktorii nie ma mowy o nutach, które zdominują nasz nos albo podniebienie. Jest równo, zachowawczo, poprawnie i nudno. O etach już wyżej pisałem, ale minusik za dwie różne butelki.

1 komentarz: