czwartek, 20 lutego 2014

Portery pod Płotem: Porter Łódzki

Tak planowałem sobie w listopadzie, czy nawet już październiku, że przez zimę skupię swoją piwną uwagę na porterach. Jak na ironię zimy w tym roku nam poskąpiło. Mała ilość śniegu, mrozy trwały krótko, na chodniku poślizgnąłem się tylko raz, to wszystko złożyło się na to, że nie ciągnęło mnie do porterów, aż tak mocno w tym roku. I chyba już nie pociągnie. Sezon porterowy zakończę owianym nimbem tajemnicy Łódzkim.


Się natrudziłem, żeby go dostać. Najpierw przejrzałem wszystkie sklepy specjalistyczne. Porażka. Później na browar.bizie dokonałem wymiany - kilka podstawek za puszkę Porteru Łódzkiego. Nie wypiłem go oczywiście od razu. Wsadziłem piwo do piwnicy, gdzie miało poczekać na specjalną okazję (wybór Polaka na papieża czy Northern Plague w line-upie Under the Black Sun). Ktoś potem poradził, żebym w Carrefourach poszukał. I znalazłem. I to w jakiej cenie. 4 zł za pół litra polskiego dobra narodowego. Kilka puszek znowu trafiło do piwnicy. Parę tygodni temu do poznańskich sklepów piwnych (tylko i wyłącznie) trafiła nowa warka Łódzkiego. Wiadomo, wyszło ciut drożej niż w Carrefourze (5,40 zł za puchę w Piwach Świata, w Centrali Piwnej 5,70 zł), znowu kupiłem parę puszek i hop do piwnicy. I to właśnie z tego ostatniego rzutu będę degustował dzisiaj piwo. Warka do 15.10.2015.


Piana bardzo drobna i o sporej objętości. Mogłaby zostać chwilę dłużej. Kolor bardzo ciemnej wiśni, mahoniu może. Aromat zupełnie inny od znanego mi z wersji lanej, w której dominowała wiśnia. Tutaj więcej kawy, rodzynek i taka nuta przypieczonego słodkiego pieczywa. W smaku sprawia wrażenie dobrze wyleżakowanego. Nie ma mowy o choćby śladowej ilości alkoholu dającej się wyczuć na języku. Goryczka całkiem wysoka o profilu kawowym stanowi równowagę dla owocowej słodyczy. Te wiśnie, których mi brakowało w aromacie ujawniają się smaku. Wysycenie średnie do niskiego.

Nie wiem jak inne warki, ale ta z datą 15.10.2015 powala ułożeniem. Mimo, że od rozlewu minęło 4 miesiące sprawia wrażenie leżakowanego o wiele dłużej, co jeszcze lepiej wróży egzemplarzom z mojej piwnicy. Jeżeli chodzi o opakowanie, o ile rozlewanie Porteru Łódzkiego w puszki mi totalnie nie przeszkadza, to jej żulerska stylistyka już tak. Złapałem się nie raz, nie dwa przechodząc koło regału z piwami w Carrefourze czy innym markecie na tym, że kątem oka zobaczyłem jakąś czarną puszkę i pomyślałem "o mają Porter Łódzki" zawsze po krótkich oględzinach okazywało się, że to jakiś Van Purowski koszmarek. No i jeszcze te frazesy w języku Szekspira wołają o pomstę do nieba. Gdyby to piwo chociaż było robione na eksport. 

Pewnie część z Was oczekuje jakiejś deklaracji, w stylu Porter Łódzki jest najlepszym porterem w Polsce. Ja umywam moje piłackie ręce. Porter od Browarów Łódzkich jest rzeczywiście świetny, ale miałbym trudności z wytypowaniem go na najlepszy. Serce cały czas podsuwa Porter Żywiecki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz