Myślałem, że Vitus Weizenbock z browaru Weihenstephaner poczeka w mojej piwniczce aż do września i wypiję je wraz z pierwszymi jesiennymi dniami. Nocna burza i przedpołudniowe deszcze wywołały we mnie ochotę na piwo przyjemnie rozgrzewające szybciej niż się spodziewałem. Z Weizenbockami nie miałem wcześniej zbyt dużo do czynienia. Właściwie, poza tym z Kormorańskich Podróży, nie kojarzę żadnego innego, jednak podbił on moje kubki smakowe i postanowiłem poznać innych reprezentantów tego stylu.
Recenzja tego piwa rozpoczyna też nową serię w Degustacjach pod Płotem. A mianowicie, gdy piwo będzie kojarzyło mi się z jakimś utworem muzycznym w jakikolwiek sposób; czy to nazwą, etykietą, barwą, aromatem, stylem albo krajem, z którego pochodzi, słowem czymkolwiek; będę wrzucał do notki link do tej piosenki. Waszym zadaniem, przed przystąpieniem do przeczytaniem recenzji, będzie kliknąć "play".
Na dobry początek "Let Them Fall" z ostatniej płyty Saint Vitus. Wybrałem ten utwór nie tylko ze względu na zbieżne nazwy piwa i zespołu, ale też przez ich charakter. Saint Vitus, jak na doom metal przystało, jest wolny, ciężki, trochę hipnotyczny. Tak też kojarzą mi się koźlaki. Pije się je wolno, mają całkiem sporą zawartość alkoholu i przyjemnie korespondują z jesienną aurą. Tyle muzycznych wtrętów na dziś. Przejdźmy do degustacji.
Piwo już przy otwarciu pokazało swoją pszeniczność. Piana wyskoczyła z butelki przy zdjęciu kapsla. W szklance też urosła do sporych rozmiarów. Barwa bardziej pszeniczna niż koźlakowa. Przy ekstrakcie na poziomie 16,5 procent spodziewałem się piwa bursztynowego, a nie złotego. Oczywiście mętne. Gdy powąchałem Vitusa wprost z opróżnionej butelki, do nozdrzy dostał się słodki aromat bananów. Przy wąchaniu ze szklanki też przeważały banany, goździki lekko z tyłu. Całokształt słodki z kwaśną nutką, czyli weizenowy standard. Smak również mocno pszeniczny. Banan na pierwszym tle, dalej goździki. Mimo alkoholu na poziomie 7,7 % objętości, nie ma go w smaku, ale czuć go w gardle. Piwo zaskakująco lekkie i pijalne. Z koźlaka w smaku jest tylko słodka, owocowa nuta, różna od tej bananowej. Czyżby wiśniowa?
Spodziewałem się czegoś innego. Trudno uciec wrażeniu, że właśnie wypiłem naprawdę mocną pszenicę. Elementów bockowych jest tu naprawdę mało. Piwo na pewno ma rozgrzewające właściwości koźlaków. Myślę, że mimo to, Vitus nie trafi za bardzo w gusta ich wielbicieli. Nie zrozumcie mojego marudzenia źle, jest to na pewno bardzo dobre piwo. Ciekawe połączenie letniej pijalności weizenów z jesiennymi, rozgrzewającymi walorami bocków, ale ja jednak wolę więcej koźlaka w moim weizenbocku.
Recenzja tego piwa rozpoczyna też nową serię w Degustacjach pod Płotem. A mianowicie, gdy piwo będzie kojarzyło mi się z jakimś utworem muzycznym w jakikolwiek sposób; czy to nazwą, etykietą, barwą, aromatem, stylem albo krajem, z którego pochodzi, słowem czymkolwiek; będę wrzucał do notki link do tej piosenki. Waszym zadaniem, przed przystąpieniem do przeczytaniem recenzji, będzie kliknąć "play".
Na dobry początek "Let Them Fall" z ostatniej płyty Saint Vitus. Wybrałem ten utwór nie tylko ze względu na zbieżne nazwy piwa i zespołu, ale też przez ich charakter. Saint Vitus, jak na doom metal przystało, jest wolny, ciężki, trochę hipnotyczny. Tak też kojarzą mi się koźlaki. Pije się je wolno, mają całkiem sporą zawartość alkoholu i przyjemnie korespondują z jesienną aurą. Tyle muzycznych wtrętów na dziś. Przejdźmy do degustacji.
Piwo już przy otwarciu pokazało swoją pszeniczność. Piana wyskoczyła z butelki przy zdjęciu kapsla. W szklance też urosła do sporych rozmiarów. Barwa bardziej pszeniczna niż koźlakowa. Przy ekstrakcie na poziomie 16,5 procent spodziewałem się piwa bursztynowego, a nie złotego. Oczywiście mętne. Gdy powąchałem Vitusa wprost z opróżnionej butelki, do nozdrzy dostał się słodki aromat bananów. Przy wąchaniu ze szklanki też przeważały banany, goździki lekko z tyłu. Całokształt słodki z kwaśną nutką, czyli weizenowy standard. Smak również mocno pszeniczny. Banan na pierwszym tle, dalej goździki. Mimo alkoholu na poziomie 7,7 % objętości, nie ma go w smaku, ale czuć go w gardle. Piwo zaskakująco lekkie i pijalne. Z koźlaka w smaku jest tylko słodka, owocowa nuta, różna od tej bananowej. Czyżby wiśniowa?
Spodziewałem się czegoś innego. Trudno uciec wrażeniu, że właśnie wypiłem naprawdę mocną pszenicę. Elementów bockowych jest tu naprawdę mało. Piwo na pewno ma rozgrzewające właściwości koźlaków. Myślę, że mimo to, Vitus nie trafi za bardzo w gusta ich wielbicieli. Nie zrozumcie mojego marudzenia źle, jest to na pewno bardzo dobre piwo. Ciekawe połączenie letniej pijalności weizenów z jesiennymi, rozgrzewającymi walorami bocków, ale ja jednak wolę więcej koźlaka w moim weizenbocku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz