piątek, 31 października 2014

Soundtrack do Piwa: Hades z Olimpu i Jimson

Dawno mnie tu nie było. Ten wpis miał powstać już w nowym mieszkaniu, jednak na mój dysk twardy trafiła płyta, która zrobiła na mnie wrażenie piorunujące jak jedynka Dragged Into Sunlight, filmy z Patricią Rhomberg albo pierwsze zaciągnięcie wędzoną herbatą. 



"Gorączka w Parku Igieł" Jimsona to pierwszy przedstawiciel hip-hopu w ramach Soundtracku do Piwa, który połączymy z wyleżakowanym już co nieco Hadesem z browaru Olimp.

Rodzime płyty hip-hopowe, które przesłuchałem od deski do deski można policzyć na kilku palcach. Ograniczają się one do ruchu psychodeliczno-licealnego (lubię go tak nazywać) - Kaliber 44, Paktofonika i dalej 3xKlan. Z perspektywy czasu nie potrafię odmówić takiego naiwnego szczeniackiego uroku płytom spod tych trzech szyldów, ale po paru latach osłuchania z tym co na tym samym poletku działo się za granicą nawet "Księga Tajemnicza Prolog" traci na wartości.

Polski hip-hop na mojego ipoda wrócił dopiero niedawno za sprawą chłopaków z Patokalipsy. I tak od kliknięcia do kliknięcia na YouTube natrafiłem na Jimsona, a dokładniej na jego epkę z 2008 roku zatytułowaną "Gorączka w Parku Igieł".
Raptem 30 minut muzyki urzeka już od pierwszego mocno filmowego (film będzie kluczem do tej epki) skitu, który przechodzi w "Umrę Młodo". I zaczyna się jazda. Genialny bit i "ten głos, co mrozi czułych chłopców" wchodzą w jedno tempo, trudno powstrzymać jęk zachwytu. Płyta od pierwszych chwil absorbuje, nie da się jej puścić po cichu i skupić na czymś innym. W zwyczaju mam podczas pisania Soundtracku odtwarzać muzykę o której piszę. W przypadku Jimsona to jest niemożliwe. Myśli automatycznie skupiają się na słowach, ale nie tych wbijanych w klawiaturę, tylko na tych z wersów słupskiego rapera.

Pisałem o filmowości "Gorączki". Jest ona pocięta skitami, intrami, melorecytacjami. Normalnych kawałków mamy raptem 5 na 12. Taki zabieg na pewno wzbogaca płytę w klimat i sprawia, że jest łatwiejsza w odbiorze dla ludzi nie obcujących z hip-hopem na co dzień. Dodatkowym smaczkiem są nawiązania do filmu "Urodzeni Mordercy". Przez płytę przewijają się bohaterowie, sceny, cytaty z tego pewnie kultowego dla kogoś filmu. Mój kontakt z nim ograniczył się do ściągnięcia z torrentów i liczenia, że wykrzesam z siebie ochotę, żeby go obejrzeć. Nie udało się.

Jimson stworzył dzieło prawie idealne. Ja znalazłem tutaj dwa zgrzyty. Pierwszy to utwór "Twarze". Sama piosenka jest niczego sobie, tylko nie pasuje do klimatu płyty. Teksty typu: "nawet Żyd spuściłby się na bar micwie w ryj", "masz mojego chuja w uchu, słyszysz, że nadchodzę" czy kultowy w pewnych kręgach i często cytowany (Penx - Bragger, freestyle Ensona z półfinału WBW 2009) "wyrucham cię w dupę jak Roman Polko" tłumią aspirację płyty do sztuki wyższej, przynajmniej na chwilę.
Drugi zgrzyt jest bardziej przyziemny i dotyczy wymowy słowa "płacą". Przesłuchajcie dokładnie "Eenie-meenie-miney-moe" zrozumiecie o co mi chodzi. Mnie to irytuje przy każdym przesłuchaniu.

Sprawdzone info - "Gorączki" słucha się świetnie w zamglone, jesienne popołudnie w drodze do znienawidzonej pracy. A co po pracy? Hades. Będzie to mój pierwszy kontakt z tym piwem. Mimo, że kupiłem 5 butelek po recenzjach, które wykazywały sporą alkoholowość tego RIS'u zdecydowałem się leżakować wszystkie. Sprawdźmy czy te parę miesięcy zmieniło profil tego piwa.


Piana średnia opada powoli, pęcherzyki drobne i średnie w kolorze jasnobrązowym. Barwa nieprzejrzysta, czarna. Aromat ciemny bez alkoholu. Papryczkowa pikantna nuta obecna, przy głębszym wdechu gryzie w przełyk. Wiśnia na granicy percepcji. Po kilku łykach uderza goryczka o mocy wyższej niż się spodziewałem. Na goryczkę składa się chmiel, palone słody, a dopiero na trzecim miejscu alkohol. Pieprzne pieczenie czuć dopiero w gardle. Poza tym w smaku jest dość ubogo. Trochę kawy, kakao, ciemnej czekolady i tyle. Jak na Russian Imperial Stout za mało, żeby wywołać efekt wow. Przydałaby się też jakaś słodka kontra. Wysycenie niskie do średniego.


Mimo, że Hades jakoś mnie nie zachwycił to i tak przyjemnie było go odkopać z piwnicy i przekonać się, że nie jest już/jednak alkoholowym koszmarkiem. Do "Gorączki w Parku Igieł" przypasował degustacyjną gęstością, do pogody - zdolnością do rozgrzewania. Etykieta najlepsza jaką wypuścił browar Olimp. Patent z woskiem na kapslu i szyjce butelki genialny. Wam polecam złapać jakiś RIS, porter, w każdym razie coś gęstego i zagłębić się w dźwięki opisanej wyżej epki Jimsona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz