Dzisiaj piwo z browaru dobrze znanego piwoszom na całym świecie. Nie sądzę, żeby uchował się gdzieś jeszcze ktoś, kto nie kojarzy charakterystycznych grafik Ralpha Steadmana. Nie miałem jeszcze okazji próbować żadnego z piw z Latającego Psa, ale czas to zmienić. Na pierwszy ogień wybrałem IPE. "Obejmuje cię wokół gardła jak wierny przyjaciel" tak głosi motto Snake Dog'a IPA z browaru Flying Dog. Zobaczymy czy goryczka rzeczywiście nie pozwoli na zaczerpnięcie kolejnego oddechu.
Wężowy Pies przepięknie się spienił drobną pianą, która oblepia szkło i zostaje do końca. Można by pomyśleć, że ma wściekliznę. Kolor to pomarańcz wchodzący w bursztyn. Aromat owocowy, słodki. Jest też lekka żywiczność. Za to w smaku, ta żywiczność, przybiera na sile. Goryczka rzeczywiście jest mocna, ale po paru łykach odpuszcza. Jeszcze na języku przewija się grejpfrut. Alkohol nie do wykrycia, mimo wysokiego poziomu.
No tak, udusić się nie dałem. Snake Dog to przyzwoita IPA, nie mogę jednak napisać, że dostałem to czego oczekiwałem. Spodziewałem się rzeczywiście czegoś co chwyci za gardło i nie puści, a to zaledwie przytuliło. Może z następnym Flying Dogiem będzie lepiej. Kusi mnie ten cały Gonzo. O etykiecie napisano już wszystko, mogę jedynie od siebie dodać, że jest genialna.
No tak, udusić się nie dałem. Snake Dog to przyzwoita IPA, nie mogę jednak napisać, że dostałem to czego oczekiwałem. Spodziewałem się rzeczywiście czegoś co chwyci za gardło i nie puści, a to zaledwie przytuliło. Może z następnym Flying Dogiem będzie lepiej. Kusi mnie ten cały Gonzo. O etykiecie napisano już wszystko, mogę jedynie od siebie dodać, że jest genialna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz