Magic Donington '93 z Widawy miał być hołdem dla najlepszego kierowcy wyścigowego ever (dokładny cytat z etykiety). Po kilku minutach intensywnego googlowania okazało się, że nie chodzi jednak o Roberta Kubicę, ale o Ayrtona Sennę. Fanem wyścigów nie byłem, zresztą ogólnie za sportem nigdy nie przepadałem, więc nie mam zielonego pojęcia, co zdarzyło się na torze wyścigowym w 1993 w Donington. Za to wiem, że rok 1993, pod względem muzycznym, kojarzy mi się z wydaniem przez Iron Maiden albumu koncertowego pod tytułem "Live at Donington".
Koncert ten został nagrany rok wcześniej podczas festiwalu Monsters of Rock w Castle Donington i był jednym z ostatnich, w których za mikrofonem Iron Maiden stał Bruce Dickinson. I to słychać. "Live at Donington" na pewno nie jest szczytowym koncertowym osiągnięciem brytyjskiego zespołu. Na scenie nie ma chemii, głos Bruce'a najnormalniej w świecie szwankuje, a Steve Harris w przerwach między piosenkami zastanawia się co zrobić, żeby złożyć do kupy rozpadający się zespół. Jak to się skończyło - wszyscy wiemy. Solowe albumy pana Dickinsona, no i dwa albumy Iron Maiden z Blazem na wokalu, do których nie mam tak negatywnego stosunku jak większość fanów. Swoja drogą do Magica równie dobrze mógłby pasować ostatni koncert Żelaznej Dziewicy z Brucem, podczas, którego miał miejsce pokaz iluzjonisty. Dosyć mojego gimbazowania o Ironach (gorzej byłoby tylko, gdyby do tego cyklu trafił Sabaton; może zresztą tak się stanie przy okazji jakiegoś wybitnie homoseksualnego piwa), z resztą mogłem sobie na nie pozwolić po moim trve, kvlt ostatnim wpisie. Teraz piwo.
Magic jest ciemnopomarańczowy i mętny. Piana bardzo niska, ale złożona z drobnych pęcherzyków. Zapach mocno chmielowy i to chmielowy rodem z mocarstwa zza oceanu. Są cytrusy i taka ciepła nuta karmelowa. W pierwszym łyku kłania nam się niezbyt intensywna goryczka. Jest bardzo słodowo. Generalnie przyjemne piwko. Z czystym sumieniem można użyć słowa "sesyjne" w kontekście Magica.
Piwo bardzo szybko zniknęło z pokala. Pijalność jest na bardzo wysokim poziomie, jednak to za mało w stosunku do dość wysokiej ceny (8 zł za butelkę 0,33). Ani w smaku, ani w zapachu fajerwerków nie uświadczymy (aromat amerykańskich chmieli zna chyba każdy piwosz w Polsce, a podobna goryczkę można znaleźć w kilku innych piwach). Za to ogromny plus za etykietę. Kojarzy mi się z tymi z browaru Revelation Cat. Ma klimat starszych gier komputerowych.
Piwo bardzo szybko zniknęło z pokala. Pijalność jest na bardzo wysokim poziomie, jednak to za mało w stosunku do dość wysokiej ceny (8 zł za butelkę 0,33). Ani w smaku, ani w zapachu fajerwerków nie uświadczymy (aromat amerykańskich chmieli zna chyba każdy piwosz w Polsce, a podobna goryczkę można znaleźć w kilku innych piwach). Za to ogromny plus za etykietę. Kojarzy mi się z tymi z browaru Revelation Cat. Ma klimat starszych gier komputerowych.
Oho, a poprzednią (?) warkę lano w butelki 0,5 l i kosztowało tyle samo.
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie dlaczego na b.biz użyłeś sformułowania "zdjęcie kopyrowej butelki" - przecież Kopyr nie ma z tym piwem nic wspólnego?
OdpowiedzUsuńKopyr warzył swoje piwa w Widawie i w takich butelkach je sprzedawał, stąd skojarzenie.
Usuń